14.12.2016, 13:16
Idąc przez miasto nerwowo przebieram nogami i zatapiam się w oceanie bezsensownych uczuć i myśli. By znaleźć sobie mentalne zajęcie, rozpoczynam odliczanie kroków w myślach. Jeden, dwa, trzy, dwadzieścia i tak dalej. Atakuje mnie chyba jakaś grypa, bo skupienie na liczbach co jakiś czas przerywam ostrym, gwałtownym kaszlem. A pisząc teraz tę notkę odruchowo czytam każde ze słów na głos i zauważam, że mój głos z dnia na dzień coraz silniej chrypi i zanika. Pięknie, jeszcze tego mi brakowało - rozchorować się na moment przed świętami. Wróciłam do dawnej pasji jaką jest oglądanie japońskich animacji i stwierdziłam, że to bardzo dobra pora, bo taka chora i zmęczona i tak mam problemy z wychodzeniem na ten okrutny mróz i zimnicę. Więc siedzę i oglądam, a raz na ruski rok wyjdę oglądać świecidełka w galeriach i dobrze mi z tym. Dzisiaj rozkminiałam idąc przez miasto pochodzenie języka polskiego i innych języków, bo teoria wieży Babel nie za bardzo przypadła mi do gustu. A zaczęło się od zobaczenia jakiegoś Ukraińca w restauracji.
fafafafafar better run away