07.01.2018, 23:42
(Edytowany 07.06.2018, 11:59 przez Milva.)
Jesienne Ekwinokcjum tegoż dziwnego roku przyniosło rozmaite znaki na niebie i na ziemi, które jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia niechybnie zwiastowały. Tuż przed północą zerwała się straszliwa zawierucha, zadął potępieńczy wicher, a pędzone po niebie chmury przybrały fantastyczne kształty, wśród których najczęściej powtarzały się sylwetki galopujących koni i jednorożców. Lelki dzikimi głosami wyśpiewywały konajączkę, zaskowyczała straszna beann'shie, zwiastunka rychłej i gwałtownej śmierci, a gdy przegalopował Dziki Gon i rozwiały się chmury, ludzie zobaczyli księżyc – malejący, jak zwykle w czas Zrównania. Ale tej nocy księżyc miał barwę krwi.
Tak było. Naprawdę. Czułam to i widziałam na własne oczy, spędzając taką noc na Dzikim Wschodzie, przy mdłym świetle lampki, w swoim dawnym pokoju, co raz starając się dopisać kilka słów w pliku tekstowym mojej książki, a co raz z niepokojem spoglądając za okno w ciemność.
A teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastują, że w tym roku przydarzy mi się - ponoć - coś, co zmieni moje życie o 180 stopni. Wywróci je do góry nogami, chwyci za gardło i zmusi do śpiewania zupełnie innych melodii. Podobno.
Zaczeło się "nieźle" - zawalił mi się jeden z filarów, którego niezawodności i stabilności byłam pewna jak niczego na tym smutnym świecie.
Wsparcie ze strony rodziny.
Nie mogę się pozbierać od początku tego roku. Wszystko mi umyka, przecieka przez palce, wytrąca z równowagi. Nie wiem co dalej ze mną i moim tak zwanym dorosłym życiem. Czuję się jak Arielka, która oddała swój piękny głos, ale nie dostała niczego w zamian.
I co gorsza - teraz nie mam juz nic, co łaczy mnie z tamtym światem.
Przynajmniej teraz.
W te Święta jeszcze bardziej poczułam, że nie godzę się z Kościołem. Zupełnie. I były to najgorsze święta w moim życiu.
Z Bogiem - o ile, rzecz jasna, jest jakiś Bóg - to dla mnie inna sprawa.
Ale... są ludzie, którzy to potrafią pogodzić i wiecie co? Nawet im chyba zazdroszczę.
To takie... głupie i bezpieczne zarazem.
Nie, nie mam na celu nikogo urazić, po prostu uważam, że są ludzie, dla których taka wiara jest możliwa, prosta i oczywista.
... Jak...?
Może jest jakaś mądrość, jeszcze mi nie objawiona, którą odkryję w tym roku i która pozwoli mi się w tym wszystkim odnaleźć....
Bo póki co - nic.
Wciąz tylko stawiam kołnierz w czarnym jak noc płaszcu, gdy ze wschodu wieje
rzucam klątwy pod nosem
a oleju w tym rudym łbie mniej, niż w butelce Kujawskiego.
Tak było. Naprawdę. Czułam to i widziałam na własne oczy, spędzając taką noc na Dzikim Wschodzie, przy mdłym świetle lampki, w swoim dawnym pokoju, co raz starając się dopisać kilka słów w pliku tekstowym mojej książki, a co raz z niepokojem spoglądając za okno w ciemność.
A teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastują, że w tym roku przydarzy mi się - ponoć - coś, co zmieni moje życie o 180 stopni. Wywróci je do góry nogami, chwyci za gardło i zmusi do śpiewania zupełnie innych melodii. Podobno.
Zaczeło się "nieźle" - zawalił mi się jeden z filarów, którego niezawodności i stabilności byłam pewna jak niczego na tym smutnym świecie.
Wsparcie ze strony rodziny.
Nie mogę się pozbierać od początku tego roku. Wszystko mi umyka, przecieka przez palce, wytrąca z równowagi. Nie wiem co dalej ze mną i moim tak zwanym dorosłym życiem. Czuję się jak Arielka, która oddała swój piękny głos, ale nie dostała niczego w zamian.
I co gorsza - teraz nie mam juz nic, co łaczy mnie z tamtym światem.
Przynajmniej teraz.
W te Święta jeszcze bardziej poczułam, że nie godzę się z Kościołem. Zupełnie. I były to najgorsze święta w moim życiu.
Z Bogiem - o ile, rzecz jasna, jest jakiś Bóg - to dla mnie inna sprawa.
Ale... są ludzie, którzy to potrafią pogodzić i wiecie co? Nawet im chyba zazdroszczę.
To takie... głupie i bezpieczne zarazem.
Nie, nie mam na celu nikogo urazić, po prostu uważam, że są ludzie, dla których taka wiara jest możliwa, prosta i oczywista.
... Jak...?
Może jest jakaś mądrość, jeszcze mi nie objawiona, którą odkryję w tym roku i która pozwoli mi się w tym wszystkim odnaleźć....
Bo póki co - nic.
Wciąz tylko stawiam kołnierz w czarnym jak noc płaszcu, gdy ze wschodu wieje
rzucam klątwy pod nosem
a oleju w tym rudym łbie mniej, niż w butelce Kujawskiego.
Zamiast ładnego gifa na "do widzenia" macie zwiastun filmu. Podchodziłam do niego kilka razy, ale nigdy nie miałam odwagi obejrzeć go do końca. Zadziwiająco dużo znajduję w nim prawdy o sobie, o tym, kim jestem, kim nie jestem, co czuję i co jest moją prawdą. To tylko głupi film, wiem. Ale czasem drogowskazy przychodzą do nas pod maską głupich rzeczy.
https://www.youtube.com/watch?v=bCGqu9acZxE
https://www.youtube.com/watch?v=bCGqu9acZxE
no siema.
jest cieniem, który podąża za mną na czterech łapach...