12.01.2017, 19:34
(Edytowany 12.01.2017, 19:36 przez Chance_.)
Ahoj, załogo!
Okej, witam się w nieco dziwny sposób, chyba jednak nie jest ze mną do końca w porządku, chociaż wmawiam sobie, że tak jednak jest. Nieważne.
Na początek oczywiście, wedle tradycji, poleci muzyka. Dzisiaj słuchamy czegoś, o czym przypomniałam sobie wczoraj, co bardzo lubię, co wywołuje we mnie sprzeczne emocje, czyli
Miało mnie tutaj nie być o tej porze. Zamiast ślęczeć na pustym mieszkaniu, w półmroku rozświetlanym jednie małą iskrą płynącą od świeczki i z kubkiem herbaty w ręce, miałam być z Nim. Miałam odbywać teraz rozmowę, która powinna mieć miejsce już dawno, w zasadzie pół roku temu. Być może właśnie w tej chwili miałam słuchać słów, które na nowo poraniłyby mi serce, a może wręcz przeciwnie - stałyby się dla mnie jakimś ukojeniem. Być może właśnie w tej chwili wszystko miało się definitywnie zakończyć, bądź kto wie - rozpocząć na nowo. Za dużo magicznych "może", bo aktualnie słucham jedynie Comy i czuję się po prostu zrezygnowana.
Napisał wczoraj, oho, brawo dla niego, zdając sobie sprawę, że sugeruje spotkanie już w sumie dosyć późno, w końcu mogłam mieć jakieś plany na dzisiaj. Dziwnym trafem wszystko poskładało się tak, że wieczór mam wolny. Mieliśmy się zatem spotkać. W końcu. Koniec odwlekania tego, co nieuniknione. Nawet przygotowałam się do tego wiecie, psychicznie. I co? I dostaję wiadomość. Krótką i zwięzłą, że nie może dzisiaj, że przeprasza. Okej. Niby wszystko okej. Rożnie bywa w życiu, czasami wydarza się coś niespodziewanego, ale...
Nie, tym razem nie jest okej. Nie jest okej, ponieważ nie mam sił dłużej czekać. Nie jest okej, bo nie będę dziewczynką, która zawsze będzie dostosowywać swój plan dla Niego. Nie jest okej, bo mam wrażenie, że zawsze coś było i nadal jest ponad mną. Nie jest okej, bo dobrze zdaję sobie sprawę z faktu, że chociaż udaję, iż nic już nie czuję, to nadal w głębi duszy po prostu pragnęłam go zobaczyć. Chciałam usłyszeć jego ciepły, głęboki, niski głos. Chciałam spojrzeć w jego błękitne oczy, w których zawsze potrafiłam odnaleźć spokój i ukojenie. Chciałam patrzeć na te urocze dołeczki, które pojawiają się w jego policzkach, kiedy się uśmiecha...
Zamiast tego otrzymałam kolejny, samotny wieczór. Zamiast tego znowu siedzę w swoich czterech ścianach, w smogowym mieście, akurat w ten weekend, w pustym mieszkaniu i czuję, że do końca tego tekstu zbyt wiele łez popłynie po moim policzku. Jednak tym razem nie byłam już słodką, miłą Chance. Tym razem nie wykazałam tyle wyrozumiałości. Tym razem nie pokazałam mu, że kolejny raz mnie zranił, a uświadomiłam mu, że nie będę czekać w nieskończoność, zawsze dostosowując się do niego. I teraz nawet myślę, że może lepiej, jeśli w ogóle się nie spotkamy. Bo chyba nie przeżyję kolejnego pęknięcia serca.
Powinnam robić coś na studia. Mogłabym wykorzystać teraz ten wieczór na coś produktywnego. Ale najzwyczajniej w świecie nie mam chęci. Ostatnim czasem jestem jak tykająca bomba, która potrzebuje raptem lekkiego draśnięcia, by wybuchnąć. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy siedząc na wtorkowych ćwiczeniach, jednocześnie pisząc z przyjacielem wiadomości, które nie były przesycone optymistycznymi sprawami, potrafiłam się rozpłakać. Dosłownie. Łzy płynęły mi po policzkach. Bo... nadal nie mogę uwierzyć w to, co Go spotkało. Nadal mam nadzieję, że okaże się to jedynie złym snem. Tyle, że tak chyba nie będzie. Dlatego myślę sobie teraz, że chyba zamiast zamulać na tym pustym mieszkaniu, wybiorę się do niego. Czuję, że obydwoje potrzebujemy takich momentów, okazji, dzięki którym chwytamy wspomnienia. A przynajmniej ja ich potrzebuję, chociaż on pewnie nawet nie wyobraża sobie jak bardzo.
No więc cóż - miłego wieczoru Wam życzę, Moi Drodzy i pewnie niebawem znów "zaszczycę" Was kolejnym depresyjnym tekstem.
No więc cóż - miłego wieczoru Wam życzę, Moi Drodzy i pewnie niebawem znów "zaszczycę" Was kolejnym depresyjnym tekstem.
"Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądre
jak nic"