13.01.2017, 16:01
(Edytowany 13.01.2017, 16:02 przez undoubtedly.)
***
...
próbuję pisać, ale udaje mi się tylko stawiać tryskające depresyjnością kropki. wiem, że nie powinnam żyć przeszłością, ale bardzo tęskno mi do starych, dobrych czasów, gdy zmartwień nie było tak wiele jak teraz. włączyłam sobie utwór Avril Lavigne i bujam się jak nienormalna. zamykam oczy. i bang! świat jest tak piękny, różowy, cukierkowy i beztroski. nie ma wrogów, wiecznie bolącego brzucha, mocno goniących terminów i schizofrenii. wszystko nagle zniknęło.
ostatni raz słuchałam Avril, gdy miałam jakieś dwanaście lat. czuję się jakbym weszła do wehikułu czasu. tak mi dobrze. nie chcę wychodzić z tego mojego bezpiecznego świata, gdzie problemem jest tylko to, że nie znam na pamięć każdej piosenki Avril + nikt nie może już wyjść ze mną na wspólne pogaduchy przy słoneczniku, bo jest za późno/wcześnie. tak więc już jestem pewna, że to koniec. koniec z pisaniem tekstów i dzieleniem się nimi z przyjaciółmi. (bo takowych już chyba nie posiadam.) koniec z bitwami na freestyle. koniec z buszowaniem po galeriach. gdyby nie D. prawdopodobnie przestałabym wychodzić już gdziekolwiek. czuję się tak samotna, że mając wehikuł czasu weszłabym do niego bez wahania. choćby po to, by podziękować im za wszystko. za to, że mimo wszystko mnie nie odtrącili, bo skoro teraz nie jestem zbyt przyjemna dla ludzi, kiedyś było zapewne gorzej. (nie leczyłam się i byłam ogólnie uznawana za odmieńca.) gdy choroba dopiero zaczynała się rozwijać było u mnie tak...mimo wszystko sielankowo. następnie wszystkie problemy spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. życie mogło ułożyć mi się inaczej. trochę się zmieniło od tego czasu, ale na gorsze.
dlaczego nikt nie przypilnował tego głupiego dzieciaka w momencie, gdy zaczął zamykać się w swoim świecie i wyhodował sobie swoje prywatne piekło?
fafafafafar better run away
Na pewno nie ma co się obwiniać (chyba, że geny xD) bo nie miałaś na to wpływu. Życie mogło się inaczej ułożyć, ale choroba mogła
rozwinąć się w każdym momencie.