25.07.2018, 16:40
25.07.2018
17:32
środa
Dzisiaj wszedł ten nowy problem, Jezu co za bit.
Intensywny tydzień, ostatni wolny, najbardziej intensywny w te wakacje chyba. W poniedziałek pojechałam rano z mama na półkolonię, byliśmy z dzieciakami w wesołym miasteczku w Rabce. Było super, pierwszy raz byłam na czymś takim. Wróciliśmy wieczorem, cały dzień w trasie i zajmując się dziećmi, miałam dość. Przebrałam się tylko, spakowałam i pojechałam do Izy, zanim się wygadałyśmy była prawie północ. Nie mogłam zasnąć, budzik o 4. Góry. Jeszcze niebezpieczniej niż ostatnio, łańcuchy, urwiska i nic innego jak wspinaczka. Zawrat nasz. 10 godzin marszu, 26 km po górach. Nie czuję nóg. Spałam u R, z którym znów miałam spine. Spina za spiną, ale sama chciałam, wiedziałam na co się piszę wiążąc się z borderem. Łatwo nie jest, ale jakoś trzeba żyć. Emocjonalność jest bezwzględna, zresztą ja to wiem bardzo dobrze. Wróciłam rano do domu, niewyspana za bardzo, musieliśmy wstać wcześnie bo R szedł na praktyki. Mehh.. Nie odpoczęłam i już musiałam jechać z mamą do biedry i do babcii i tak cały dzień.
Nie mam sił, teraz trochę udało się odsapnąć, za godzinę przychodzi K i jedziemy po alkohole itp, będziemy u mnie robić ognisko z Izą i Monią. Zostaja u mnie na noc, jutro istatni dzień na ogarnięcie się iii i idę do pracy na szkolenie wieczorem. Potem pakowanie i piątek wyjazd do Płocka na 3 dni, festiwal! Ja i R. I Łukasz. I jacyś koledzy. Co to bedzie?!
W poniedziałek dziarka. Aaaaaa
To jest ten moment, kiedy wszystko jest takie super. Może tylko pogoda mogłaby byc dzisiaj trochę lepsza, bo zbiera się na burzę :c Może nogi mogłyby mnie mniej boleć, po wczoraj umierają.
Nie narzekam, bo jest ostatnio niepokojąco dobrze.
Oprócz nawrotów myślenia o M. :c.... !!!
cya
17:32
środa
Dzisiaj wszedł ten nowy problem, Jezu co za bit.
Intensywny tydzień, ostatni wolny, najbardziej intensywny w te wakacje chyba. W poniedziałek pojechałam rano z mama na półkolonię, byliśmy z dzieciakami w wesołym miasteczku w Rabce. Było super, pierwszy raz byłam na czymś takim. Wróciliśmy wieczorem, cały dzień w trasie i zajmując się dziećmi, miałam dość. Przebrałam się tylko, spakowałam i pojechałam do Izy, zanim się wygadałyśmy była prawie północ. Nie mogłam zasnąć, budzik o 4. Góry. Jeszcze niebezpieczniej niż ostatnio, łańcuchy, urwiska i nic innego jak wspinaczka. Zawrat nasz. 10 godzin marszu, 26 km po górach. Nie czuję nóg. Spałam u R, z którym znów miałam spine. Spina za spiną, ale sama chciałam, wiedziałam na co się piszę wiążąc się z borderem. Łatwo nie jest, ale jakoś trzeba żyć. Emocjonalność jest bezwzględna, zresztą ja to wiem bardzo dobrze. Wróciłam rano do domu, niewyspana za bardzo, musieliśmy wstać wcześnie bo R szedł na praktyki. Mehh.. Nie odpoczęłam i już musiałam jechać z mamą do biedry i do babcii i tak cały dzień.
Nie mam sił, teraz trochę udało się odsapnąć, za godzinę przychodzi K i jedziemy po alkohole itp, będziemy u mnie robić ognisko z Izą i Monią. Zostaja u mnie na noc, jutro istatni dzień na ogarnięcie się iii i idę do pracy na szkolenie wieczorem. Potem pakowanie i piątek wyjazd do Płocka na 3 dni, festiwal! Ja i R. I Łukasz. I jacyś koledzy. Co to bedzie?!
W poniedziałek dziarka. Aaaaaa
To jest ten moment, kiedy wszystko jest takie super. Może tylko pogoda mogłaby byc dzisiaj trochę lepsza, bo zbiera się na burzę :c Może nogi mogłyby mnie mniej boleć, po wczoraj umierają.
Nie narzekam, bo jest ostatnio niepokojąco dobrze.
Oprócz nawrotów myślenia o M. :c.... !!!
cya
I just want to be perfect .