02.05.2021, 19:10
Cześć wszystkim -- witam z powrotem!
Zapomniałam już, jak to jest pisać notki na blogu. Zapomniałam ogólnie, jak to jest wyrażać siebie gdziekolwiek indziej niż na Discordzie z PluralKitem. Nie, nawet inaczej - zapomniałam nawet co było tutaj pisane i przeglądałam tego bloga przed napisaniem notki, by zorientować się, jak osadzić się aktualnie w blogowym czasie i przestrzeni. I złapałam się za głowę. Tyle czasu minęło od ostatniej notki. Cholera. Mam wrażenie, jakbym w tym czasie zniknęła niemal dosłownie, jakby tamte notki pisała zupełnie inna osoba. Znaczy w większości przypadków. Oddzieliłam się od tego bloga wysoookim murem. Czasem czułam się jak idiotka, czytając te wszystkie rzeczy i wiedząc, że to niby ja (w sumie to *my) a jednak nie do końca, bo przemawia przeze mnie kilkanaście/kilkadziesiąt innych osób, gdy coś piszę gdziekolwiek, czy to na blogu, czy rp, czy jakieś opko, czy cokolwiek. Taki to już przykry urok beznadziejnego naszego rozdziesiątkowania jaźni.
Przypadłość okresu dawnego wieku nastoletniego - wahania nastroju - nadal nie mijają - to chyba jedna z niewielu rzeczy, które się nie zmieniły. Nie zmieniło się poza tym moje bliskie otoczenie, znajomi & przyjaciele, nie zmieniły się niektóre dawne przyzwyczajenia i nie zmieniła się, co najważniejsze, Nasza Ukochana Osoba.
Rozglądam się za pracą, bo mam dość (WIELKIE DOŚĆ!) siedzenia w domu i nicnierobienia. Mimo, że to pozornie błogi stan, to jednak nie chce mi się już tak leniuchować - a myślę, że jestem dzięki terapeutkom i leczeniu w miarę przygotowana do tego, by wrócić na rynek pracy i pewnie zacznę w zakładzie pracy chronionej, bo tam są oferty pracy w ochronie/na portierni, co na ten moment najbardziej by mi odpowiadało.
Niedługo, bo już 17. maja rekrutuję się jeszcze przez Internet do szkoły (hurra!) i mam do zrobienia ostatnią klasę liceum - jestem z tego powodu bardzo zadowolona, mocno brakowało mi nauki i takiego zwyczajnego trybu życia, w którym ogólnie COŚ - cokolwiek - się robi i nie wegetuje się tylko na rencie i nie łazikuje się w kółko między domem a oddziałem otwartym.
Chociaż nie ukrywajmy, czasem ciężko jest nawet zwlec się z łóżka - nie sądzę, by były to stany depresyjne. Sama wcześniej chyba nawet pisałam (bądź też pisała druga Ja?), że u mnie takie napady smutku trwają do 2-3 dni zazwyczaj. Czasem boję się, że któryś z moich wspaniałych planów się nie powiedzie, bo życie (albo co gorsza mój własny bezlitosny mózg) będzie rzucać mi kłody pod nogi. Ogólnie cały czas myślę o tym, jak to będzie, gdy już będę pracować, czy będę miała jakieś poczucie, że robię coś pożytecznego, czy jednak nie chwyci mnie większy dołek niż chwytał mnie dotychczas przy porannym zwlekaniu się z łóżka, gdy nawet na terapię nie miałam ochoty się wybrać przez potężnie beznadziejny nastrój. A jednak mimo tego nie opuściłam ani jednego dnia terapii, co daje mi nadzieję, że do pracy też dam radę codziennie wstawać i nawet pracować z uśmiechem na ustach.
Nie wiem o czym pisać dalej, najbardziej skupiona jestem aktualnie na powrocie na rynek pracy, powrocie do szkoły, przeprowadzce na mieszkanie chronione (czekam na informacje i termin rozmowy w tej sprawie) oraz dążeniu do funkcjonalnej mnogości, bo na razie mamy potężne problemy z komunikacją.
fafafafafar better run away