08.08.2017, 10:49
(Edytowany 08.08.2017, 11:09 przez Milva.)
Raz w życiu pomyliły mi się kroki i od tego czasu chodzę krzywo.
Tak jakoś mniej więcej od czterech lat. Można by było powiedzieć, że od krawężnika do krawężnika, ale stawiałoby mnie to w złym świetle – mając na uwadze sam fakt, że ja zasadniczo średnio lubię być na widoku – może faktycznie warto odpuścić.
Tak jakoś mniej więcej od czterech lat. Można by było powiedzieć, że od krawężnika do krawężnika, ale stawiałoby mnie to w złym świetle – mając na uwadze sam fakt, że ja zasadniczo średnio lubię być na widoku – może faktycznie warto odpuścić.
Jestem ostatnio na Wschodzie częściej, niż mogłabym sobie zażyczyć. Jutro znów jadę. Znów boli tym dziwnym bólem przykrego sentymentu, który… nie wiem czemu mam pod skórą. Gdy jestem tam, wstaję o 4 nad ranem, aby wypić kawę na zniszczonej drewnianej ławce za domem. Tylko tyle. Tylko po to. Chociaż ranki są już chłodne.
Wieczory też są ostatnio chłodne – sprawiają, że mam ochotę zapaść się w ciemność, będąc tutaj. Nie przynoszą mi radości jak dawniej, jedynie chęć rozbicia lustra. Czuję, że nie mam tu nic. Jadę jutro na Wschód poszukać czegoś więcej. Jestem jedną z tych kobiet, które muszą spędzić 40 dni na pustyni by powrócić w blasku oświecenia – często to powtarzam. Nazwij to ucieczką, jeśli chcesz. Ja nazywam to szukaniem w sobie siły. Jak to mówią miastowi w kontekście kanonów zachowania - człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka już nie. Może to i dobrze. Podwójne znaczenia to moja specjalność, bo jeśli po tych wszystkich słowach, jakie usłyszałam na swój temat ostatnio, moje serce jest całe i w ogóle jest gdziekolwiek, to chyba tylko tam. Zresztą - według prawa połowa Księżyca i tak należy do mnie, więc nie zmarnuję mojej miłości na miejsce, w którym utknęłam, tylko dlatego, że nie umiem zbudować jeszcze odpowiedniej rakiety i pokazać światu jak pięknie umiem mu
dowalić.
dowalić.
Wschód Wschodem, a tymczasem na Zachodzie, czy raczej w Centrum dużo zmian. Rzuciłam pracę, bo… bo dobrze, że rzuciłam. Chwilę nawet myślałam o powrocie na studia, ale myślę, że w przyszłym miesiącu wybiorę raczej kurs. Aha, no i mam na włosach blond dla ubogich – rudy po godzinnej dawce rozjaśniacza still is ginger, więc nie ma z nim tak łatwo. Ale jest lepiej. Chyba. Nie. Nie wiem. Kurwa, jak mi brakuje pewności we wszystkim…
Jedno, co jest pewne, to to, że jak będę w domu, odgrzebię swój stary rower i szarpnę się na wyprawę stulecia – a przy mojej zwinności kanapowego kota to nie lada wyczyn - i o ile nie padnę pośród pól na pastwę jakiegoś kombajnu zmagającego się ze żniwami - rozruszam kilogramy i pojadę do Rokeza. Niech wie, że nie straszne mi kombajny, pola, bezdroża, kręgi w zbożu, bezgwiezdne noce, burze i wichry targające polami pszenicy, jak w najlepszym horrorze.
Open up your eyelids & let your demons run!