Użytkownicy przeglądający ten wpis: 1 gości
Ocena wpisu:
  • 3 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Od połowy. / Chance_
Witajcie Moi drodzy. 

Zanim przejdę do kolejnej dawki swoich przemyśleń odnośnie ostatniego czasu, włączmy sobie utwór, który mnie zaskoczył. Czym? Tym, że Sarsa - znana Wam pewnie z jakiś tam komercyjnych, radiowych hitów, za którymi nie przepadałam, w końcu zachwyciła mnie w jednym utworze. No okej, tak naprawdę wysłuchałam to w ogóle po raz pierwszy, dlatego, że zobaczyłam "Ukeje", ale nie zmienia to faktu, że nie mogę przestać słuchać tego duetu, a tekst rozwala mnie kawałki. Takie smętne... No piękne.



Przechodząc natomiast do rzeczy... Pamiętam, że ostatnio pisałam, jak jestem nieszczęśliwa wybierając tę, a nie inną uczelnię, jak matma mnie rozwala, ale jednocześnie, że jeszcze walczę. I tak, Moi Drodzy, zawalczyłam. Trzy przedmioty idą mi nawet spoko - jeden mam z głowy, czekam jedynie na ocenę, z dwóch - idę na pierwszy termin egzaminu. Miałam jednak też takie, które jawiły się dla mnie jako powody, przez które jednak rzucę te studia. I co prawda jeden przedmiot wiem, że będę mieć na zaliczeniówkę, ale drugi, naprawdę ważny, pokonałam na tyle, by móc iść na pierwszy termin egzaminu. Wczorajszy kolos poszedł mi znośnie, ale wizja ilości punktów potrzebnych mi do zaliczenia była odległa. Kiedy jednak zobaczyłam wyniki, byłam w szoku i... cóż, zrozumiałam, że jak tylko chcę, to mogę. Jak wezmę się garść to wszystko jakoś idzie. Jest do pokonania. Bo to tylko matma. I to ja postanowiłam rozdawać jej karty, a nie pozwolić jej bawić się mną, o.  Więc zaliczeniówkę z topologii też zdam, a inne egzaminy - tym bardziej. Bo kto, jak nie ja?

W poniedziałek zaczynam więc maraton zwany sesją. Miałam od dzisiaj bardzo produktywnie się uczyć i... tu pojawia się mały problem, że akurat trochę nie wyszło. Bo czasami przychodzą takie dni, kiedy nie wiadomo dlaczego, nagle wszystko irytuje. Dzisiaj tak mam. Od rana czuję się bez sił, a w trakcie dnia zdążyłam się już zdenerwować na sporą ilość rzeczy: przedmiot, z jakiego mam w poniedziałek egzamin, który jest durny, doprowadza mnie do szału i mam ochotę rzucić zeszytem o ścianę. Wkurzyłam się też na swoje lenistwo, bo koniec końców trochę przewaliłam ten dzień na... spanie. Oprócz tego irytują mnie ludzie - najpierw Ci z grupy, którzy od rana robią jakieś cyrki z jednym przedmiotem, bo coś im tam nie pasowało, potem zdenerwował mnie przyjaciel oraz młodszy brat, na którego koniec końców niepotrzebnie nakrzyczałam i czułam wyrzuty sumienia... Ale już się dogadaliśmy z bratem. 

Na domiar wszystkiego przede mną pewnie dwa tygodnie siedzenia w tym smogowym mieście, którego czasami mam dość. Czuję momentami taką usilną potrzebę, by wsiąść w autobus do domu i wrócić chociaż na chwilę. Na kilka godzin. Teoretycznie - mogłabym to zrobić, nie mieszkam daleko od Krakowa. Praktycznie - nie mogę olać teraz przecież egzaminów. Więc połowa lutego tutaj jawi się trochę jak katorga. Meh. Poza tym nadal kuruję się z ostatniego grypo - przeziębienia. Zabawne, jakie to śmieszne uczucie mieć gorączkę pierwszy raz od nie pamiętam jak długiego czasu - zapomniałam, że ma się wtedy niezłą fazę. Aż dziwne, że jakoś przebrnęłam przez te kolosy. Teraz na szczęście został już tylko katar. I jego wygonię od siebie jak najszybciej! 

Poza tym... tydzień temu, na jednej z takich tam durnych aplikacji, poznałam kogoś. Piszemy niemal codziennie i... lubię te rozmowy. Nawet bardzo. Okraszone szczyptą (czasami dosyć sporą) humoru, szczere i zawsze "o czymś", bez dłuższych chwil milczenia, sprawiają, że uśmiech nie opuszczał mojej twarzy. Śmiem nawet twierdzić, że sprawiły one moje nieco bardziej pozytywne podejście do studiów w ostatnich dniach, kiedy to miałam te maratony kolosów. Najlepsze jest jednak to, że do tych rozmów podchodzę z dystansem. Bardzo dużym wręcz, bo jeszcze niedawno wcale nie chciałam poznawać nikogo innego. Bo nadal noszę w sobie gdzieś wewnątrz ranę. Bo wciąż nie czuję się zbyt dobra, by móc kogoś zachwycić swoją osobą. Bo sama po prostu nie wiem chyba, czego chcę od życia, od ludzi... Ale nie zmienia to faktu, że dzięki niemu i tym rozmowom czuję się... nieco szczęśliwsza. 

Chyba czas jednak wrócić do robienia czegokolwiek, bo jak tak dalej pójdzie, to ostatecznie niczego nie zdam i moje plany w tym pokonaniu matmy, których pisałam nieco wcześniej, legną w gruzach. Dlatego - wracam do zeszycików, a Wam życzę miłego wieczoru. Uśmiech
"Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądre
jak nic"
Odpowiedz
Komentarze (łącznie 1)
  • Milva
    Dodał(a):
    Milva  
    Ranga:
    Stara Gwardia ***..  
    Data:
    Mnie życie ostatnio irytuje. Ulubione wino zamiast ukojenia i spokojnego snu przynosi ostatnio wku#v. No le mniejsza. Gratuluję Ci pomyślności we wszystkim co robisz. Wiedziałam, zawsze wiedziałam, że dasz sobie radę. Ja tak bardzo tęsknię za moimi "bliskimi". że nie śmiem nawet podejmować tematu...
    Odpowiedz


Skocz do: