06.01.2017, 18:47
(Edytowany 06.01.2017, 18:47 przez undoubtedly.)
***
nadal nie mam weny na pisanie. uciekło. odpisali mi ludzie z Helpline na list. chciałabym odpisać, ale słowa mi uciekają. byłam dzisiaj w galerii z D., dużo nie porobiliśmy, bo wszystko pozamykane. P. do niego napisał z pytaniem czy nadal coś do niego czuję. zdziwiłam się, nawet trochę mnie to poruszyło, bo między mną a P. faktycznie ostatnio zaczęło się psuć. związki na odległość to jedna wielka lipa, zawsze sobie to powtarzałam, a jednak powtórzyłam ten sam błąd. głupia i naiwna. miałam dzisiaj zerwać, ale nie umiem. dopiero parę dni temu wysyłał mi słodkie buźki i pisał jak bardzo mnie kocha, nie chcę go ranić. można powiedzieć, że już chyba jestem z nim tylko z litości, bo się wszystko wypaliło. podoba mi się ktoś inny, ale nie umiem powiedzieć P., za każdym razem się poddaję. nienawidzę ranić bliskich mi ludzi.
próbuję ogarnąć jakiś post na Schizofazji, ale naprawdę ciężko jest. chyba dzisiaj niczego [przypominającego normalne] nie uda mi się napisać. wklepuję co jakiś czas jakiś ciąg liter typu "asdfghjkl", kasuję i wracam do pisania od nowa. słucham Nirvany i jakichś koreańskich ballad (ostatnio mam fazę na nie) zajadając się czekoladowymi kulkami. jedna, druga, trzecia, a w miejscu nowej notki ciągle puste miejsce. tutaj jakoś tak lepiej mi się pisze, tak luźno. na Schizofazji miało być supi dupi poważnie, a tutaj wyrzucam dosłownie wszystko, nawet jeśli jest to żenujące. bo tak łatwiej. widocznie nie mam codziennie nastroju na pisanie na smętnym blogu z ciemnofioletowym tłem. specjalnie nawet takie wybrałam żeby wprowadzało w nastrój do poważnego i melancholijnego pisania, ale ostatnio nie działa.
żegnam się z wami ulubionym ostatnio kawałkiem Nirvany.
fafafafafar better run away

