08.01.2017, 19:45
(Edytowany 08.01.2017, 19:48 przez Chance_.)
Dobry wieczór wszystkim.
Aż dziwne, że piszę dzisiaj wcześniej niż w okolicach północy, jak to na mnie przystało. W zasadzie dziwne, że w ogóle poczułam znowu potrzebę napisania tutaj kilku zdań. Tak, jak sądziłam - z przelewania uczuć na papier się nie wyrasta. Kiedy z kolei już się to zrobi, nagle jest na sercu nieco lżej. Może jedynie troszkę, ale dobre i tyle.
Ogólnie polecam Wam oczywiście włączenie sobie podkładu muzycznego, dzisiaj leci...
Dziękuję Wam wszystkim, czyli Milva, nie pyskuj patafianie, oraz Choco.vita za komentarze i słowa otuchy pod ostatnim wpisem. To wiele dla mnie znaczyło, szczególnie, że poprzedni tydzień faktycznie nie należał do najlepszych. No, w zasadzie nadal nie jest rewelacyjnie, ale o tym za moment. Jeszcze raz dziękuję.
Wczoraj nawet miałam energię. Serio. Wstałam rano z zamiarem zrobienia sporej ilości rzeczy i nawet trochę z tych planów udało mi się zrealizować. Nie udało mi się jednak nauczyć na środowe kolokwium, na które nie ogarniam po prostu niczego, bo to dla mnie czarna magia. Dlatego też miałam dzisiaj wracać do Krakowa, ale co? Stwierdziłam, że mam dość uczelni, dość tego smogowego miasta, dość ludzi wokół mnie i tym samym zostałam w domu dzień dłużej. Za cenę wstania jutro o 5 rano. Ale już teraz wiem, że warto. Co prawda, moja próba nauki nadal nie jest jakaś rewelacyjna, ale mam jeszcze trochę wieczoru i zamierzam spędzić go przy tym cholerstwie. Chociaż wszystko, co możliwe zawaliłam, to grunt się nie poddawać. To jeszcze nie czas.
Nastąpił jednak mały pozytyw co do tego tygodnia. Podpisałam umowę ze szkołą korepetytorską. Tak, będę uczyć matematyki. Póki co - mam jedną uczennicę, ale liczę na więcej. Najlepsze, że jednak na legalu i nie muszę się martwić o szukanie uczniów, bo to oni znajdują mnie. Tak, jakieś światełko w tunelu, że matma mi się na coś przydała.
Przeszedł mi już kac moralny związany z noworocznym piciem ruskiego szampana i tym, że zatonęłam w brązowych oczach tamtego faceta. Nawet trochę gadamy, to znaczy, piszemy, bo chłopak pochodzi z innego województwa. Nie nastawiam się na nic i na nic nie liczę. Taka postawa jest jednak dobra. Zero jakichkolwiek nadziei = zero późniejszych rozczarowań. Niech czas zdecyduje, jak to się potoczy.
Natomiast spotkam się z Nim, nazwijmy go moim "Metalem". Z tym, z którym przeżyłam dobre pół roku znajomości. Tym, jaki sprawił, że moje serce ponownie zabiło. Bo tak właśnie się stało - do momentu aż go poznałam, nie potrafiłam poczuć tej tajemnej iskry z kimkolwiek. Szkoda, że on chyba nie czuł tego samego, ale to obecnie bez znaczenia. Wiem tylko, że Milva - masz rację. Można wejść dwa razy do tej samej rzeki, bo jak pięknie określiłaś, to nie musi być ta sama woda. Może ta będzie inna. Może przyniesie mi wyjaśnienie, dlaczego wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Bo na to, że przyniesie mi ponownie to uczucie, jakie pojawiło się wtedy, jakoś nie liczę. Wiem tylko, że kiedy już się spotkamy, nie będę milczeć. Nie będę bać się mówić o tym, co czuję. Ba! O tym, co CZUŁAM wtedy. O tym, że wiązałam z nim nadzieje na zbudowanie w końcu normalnego, szczęśliwego związku. O tym, że kiedy byłam z nim, czułam się wyjątkowa. Moje wszelkie kompleksy gdzieś znikały. Zapominałam o nich. A kiedy odszedł - zatraciłam się w nich na nowo, ze zdwojoną siłą. O tym, że nie wierzyłam w przeznaczenie, a pojawienie się jego sprawiło, że zaczęłam wierzyć w tę iluzję. Niech wie, że mi zależało, że się w nim zakochiwałam i że tak bardzo mnie zranił.
Swoją drogą, założyłam konto na wattpadzie, mając nadzieję, że zmotywuje mnie to w końcu do pisania własnej powieści, o jakiej marzę od dawna, a niestety posiadam tzw. słomiany zapał i rzadko wierzę w swoje możliwości. Póki co niczego tam nie ma, ale pojawi się niedługo, więc gdyby ktoś miał tam konto i chciał poobserwować moje wypociny, zapraszam tutaj:
Natomiast teraz wracam do matematyki. Muszę się jakoś zmotywować, bo będzie krucho. Nadal czuję się kiepsko psychicznie. Mam w sobie dużo żalu, dużo irytacji i boję się, że któregoś dnia dosięgnie ona kogoś, kogo nie powinna. Ale spróbuję się trzymać. Tyle, że nie mam sił udawać, że jest wspaniale, skoro jest jedynie przeciętnie. Nie będę przywdziewać na usta uśmiechu, skoro wcale nie czuję radości. Ale spokojnie. Wszystko przeminie. Kiedyś.
Miłego wieczoru, Kochani.
"Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądre
jak nic"
Dziękuję Ci kochana ! Jesteś najlepsza i no po prostu - od razu mi lepiej, jak czytam wiadomości/komentarze od Ciebie.
Dziękuję, kochana - miałam wtedy jakieś chwile załamania. Już mi nieco lepiej. Jasne, że napiszę!
Możliwe, że spada nam na głowy, heh. Ale wiesz... nie, nie ma tego złego, co nie miałoby wyjść na dobre, jak to się mówi. Czasami nawet zaczynam w to wierzyć. Więc nie możemy się poddawać.