04.01.2019, 22:37
(Edytowany 04.01.2019, 22:43 przez Milva.)
Nigdy, tak bardzo jak teraz, nie miałam ochoty ruszyć samotnie w góry.
Nigdy nie towarzyszył mi w życiu taki niepokój, jak teraz.
Gdyby nie to przeczucie, że gdzieś tam we wszechświecie, wysoko nad moją głową, mknie mi na spotkanie ogromna metaforyczna asteroida.
Że wkrótce się spotkamy.
Tęsknię za Wschodem. Jeżdżę tam co roku, po kilka-kilkanaście razy i widzę, jak wszystko popada w ruinę. Siadam na ganku jednego ze starych domów, odpalam fajkę, a gdy ją kończę, ruszam przed siebie, do kilku znanych mi miejsc z przeszłości, aby zauważyć, że nie mam do czego wracać.
Wiem, brzmi absurdalnie.
Zmiany nigdy nie przychodziły mi łatwo.
Zostańmy więc przy tym, że tęsknię. To brzmi ludzko. Normalnie. Bez filozoficznego pieprzenia, do jakiego mam skłonność, a które psychologia, z grzeczności chyba, określa zaskakująco banalną terminologią.
Z nowości to zakochałam się jeszcze raz w tym kawałku. Wróciliśmy do siebie, jak kochankowie, którzy zrozumieli swoje błędy, goszcząc przez ten czas w wielu obcych łóżkach. Nie mogę się od niego oderwać i towarzyszy mi wszędzie. Nawet, jak nie mam na uszach słuchawek (swoją drogą zawsze chwiałam zimą moje białe jbl'e bo zajebiście sprawdzają się w roli nauszników) to i tak słyszę w głowie tę melodię. Niesamowite.
No i przeszłam Wiedźmina w całości. Nie wiem, co robić z życiem ;_;
Jak tam nowy rok? A stary? Jakieś podsumowania, plany? Opowiadajcie.
no siema.
jest cieniem, który podąża za mną na czterech łapach...