07.03.2017, 11:10
(Edytowany 07.03.2017, 11:10 przez undoubtedly.)
***
[[ten wpis to, jak zwykle, kopia notki z bloga]]
Piję teraz kawę. I myślę o śmierci, umieraniu. Ostatnio często myślę o śmierci. Dziś powiedziałam mamie, że najlepszym wyjściem na radzenie sobie
z atakami paniki i lękiem jest popełnienie samobójstwa. Stwierdziła, że przemawia przeze mnie sam Zły. Dobre. Przypomniało mi się jak pedagożka, ortodoksyjna katoliczka chciała wysłać mnie do egzorcysty podejrzewając rozszczepienie mojej duszy o bycie wynikiem jakichś szatańskich działań.
Taak, dodajmy jeszcze, że jestem napiętnowana i osaczona przez samo Illuminati. Nieźle. Chyba moje myśli posunęły się ciut za daleko. Nastrój mam maniakalny dzisiaj. W połączeniu z myślami samobójczymi. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać. Czekam tylko na poniedziałek. Na skierowanie.
Tak się akurat głupio złożyło, że mojej psychiatry nie ma w tym tygodniu i wraca dopiero w poniedziałek, trzynastego marca. Wtedy dopiero będę miała drugie skierowanie do psychiatryka, tym razem w Sosnowcu. Na myśl o tym szpitalu trochę (bardzo) mi smutno. Będę tęsknić za N. i moimi przyjaciółmi. Żywię jednak nadzieję, że mi pomogą, bo ostatnio prawie codziennie mam myśli o zrobieniu sobie krzywdy, samobójstwie, ucieczce z domu lub dokonaniu jakiegoś dużego zniszczenia, wyrażeniu wszystkich zagrzebanych wewnątrz emocji. Tak jakbym nagle chciała pozbywać się wszystkiego ze swojego wnętrza. Bez większych powodów. Tak sobie po prostu.
Prawie zerwałam z N., do tego stopnia chciałam się wszystkich pozbyć.
Jednocześnie przy tym pragnę towarzystwa mnóstwa ludzi.
Jednocześnie przy tym pragnę towarzystwa mnóstwa ludzi.
Ponownie wydaje mi się, że mam borderline.
fafafafafar better run away
Moi rodzice mają kiepskie podejście do chorób psychicznych, np. do depresji. Tata twierdzi, że ktoś po prostu jest nygusem albo nie wiem, wymyśla. Dlatego boję się zapaść na jakąś taką chorobę, bo wiem, że będą myśleć o mnie, jak o jakiejś kosmitce. A samemu trudno jest sobie z tym poradzić. Kiedyś chyba otarłam się o depresję, a przynajmniej chyba blisko było, jak byłam w szkole. Chyba z tego "wyrosłam", choć jeszcze czasem dopadają mnie złe myśli, silne przygnębienia i różne takie. Staram się wtedy zająć pisaniem, bo chyba tylko to mi w życiu zostało i trzyma mnie tutaj.
Łoo kutfa! Rozszczepienie duszy jak u Voldemorta? Będziesz nieśmiertelna? Jakich przedmiotów na horkruksy użyłaś?
Powodzenia