04.03.2017, 18:52
Dzisiaj miałam pierwszy dzień nowego semestru na uczelni. Nawet nie mam tam z kim gadać trochę to smutne, bo zawsze miałam kogoś z kim mogę usiąść pogadać, ponarzekać i powspierać się a teraz ... staram się za bardzo tym nie przejmować, ale jednak jest jak jest.
Boję się tego semestru, poprzedni zdałam całkiem nieźle, ale strasznie się boję, że powinie mi się noga. Spokoju mi to nie daję, w nocy budziłam się co chwilę, bo bałam się, że sobie nie poradzę z tym wszystkim. W sumie nadal się boję, ale staram się ciągle pocieszać tym, że jak się postaram to będzie ok, ale strach jest tak czy siak..
Mam dość bycia ciągle samym, i nie chodzi o to, że nie mam faceta, bo po ostatnim nie spieszno mi do jakiegokolwiek związku, ale mam na myśli to, że cały czas zagryzam zęby idę dalej, staram się nie poddawać, wytrzymywać to wszystko, ale nie wiem czy dam radę cały czas myśleć pozytywnie, a przynajmniej nie wiem czy mam siłę na to wszystko.
Brakuję mi kogoś po prostu, wsparcia ale takiego prawdziwego, żeby mnie ktoś zrozumiał, a jestem sama.. wiem bezsensu to wszystko napisałam, ale chyba mój mózg odmawia mi posłuszeństwa. Cały tydzień pracy, niewysypiania się, dzisiaj od 8 na uczelni. Myślałam, że zwariuję.. po prostu ciężko mi.
Ale muszę jakoś to ogarnąć, to już 4 rok, muszę dać radę... jakoś znaleźć siłę, nie wiem skąd swoją drogą..
tymczasem pocieszam się tym, że wpada do mnie koleżanka, i chociaż zamiast samotnego wieczoru z myślami o tym czy dam radę bla bla. Mam wieczór z winem.. mam nadzieję, że mi to pomoże
Boję się tego semestru, poprzedni zdałam całkiem nieźle, ale strasznie się boję, że powinie mi się noga. Spokoju mi to nie daję, w nocy budziłam się co chwilę, bo bałam się, że sobie nie poradzę z tym wszystkim. W sumie nadal się boję, ale staram się ciągle pocieszać tym, że jak się postaram to będzie ok, ale strach jest tak czy siak..
Mam dość bycia ciągle samym, i nie chodzi o to, że nie mam faceta, bo po ostatnim nie spieszno mi do jakiegokolwiek związku, ale mam na myśli to, że cały czas zagryzam zęby idę dalej, staram się nie poddawać, wytrzymywać to wszystko, ale nie wiem czy dam radę cały czas myśleć pozytywnie, a przynajmniej nie wiem czy mam siłę na to wszystko.
Brakuję mi kogoś po prostu, wsparcia ale takiego prawdziwego, żeby mnie ktoś zrozumiał, a jestem sama.. wiem bezsensu to wszystko napisałam, ale chyba mój mózg odmawia mi posłuszeństwa. Cały tydzień pracy, niewysypiania się, dzisiaj od 8 na uczelni. Myślałam, że zwariuję.. po prostu ciężko mi.
Ale muszę jakoś to ogarnąć, to już 4 rok, muszę dać radę... jakoś znaleźć siłę, nie wiem skąd swoją drogą..
tymczasem pocieszam się tym, że wpada do mnie koleżanka, i chociaż zamiast samotnego wieczoru z myślami o tym czy dam radę bla bla. Mam wieczór z winem.. mam nadzieję, że mi to pomoże
Mam przyjaciółki na które mogę liczyć tzn. wygadać się, poszukać wsparcia itd ale miałam na myśli chłopaka, który jest gdzieś tam "w tyle" i wspiera
Jak tak patrzę, to kupę osób nie ma wspierającej osoby. A czasem niby taka jest wielka przyjaźń, psiapsi i w ogóle, a zaraz przyjaźnią się z kimś innym. Dzisiejsze znajomości nie są tak trwałe, jak kiedyś, a przynajmniej tak mi się wydaje, że kiedyś to inaczej wyglądało.
Ja też dostaję dużo wsparcia od rodziców, ale czasami przydałby się ktoś jeszcze .. ale chyba nie można mieć wszystkiego i pora przywyknąć
Dlaczego chyba ?